Dziennik. Listopadowy napad tęsknoty za Południem

Śródziemne. W końcu, niewiarygodne, księżyc nad morzem, lazurowym morzem, o którym marzyłam w szóstej klasie, spoglądając na mapy, otoczone różowymi, żółtymi, zielonymi i karmelowymi państwami piramidami i Sfinksem, ziemią święta, klasycznymi ruinami greków, krwawiącymi bykami hiszpanii, stylizowanymi parami: trzymającymi się za ręce chłopcem i dziewczynką, pięknymi w haftowanych jedwabiach.

Śródziemne. Zaśnij znowu. I w końcu różowe jak wino światło świtu padające na wzgórza dziwnego kraju. Czerwona ziemia, żółte i brzoskwiniowe wille pokryte pomarańczowymi dachówkami i woda, powiew, błękitny powiew morza po prawej. (…) Czerwone słońce wschodzące jak oko Boga z krzyczącego błękitnego morza (Sylvia Plath, Dzienniki, s. 549).

Kiedy tam powrócimy, myślę wieczorem. Pachniało makią, a teraz leje i płacze. Nie pomaga piesek ani smok, ani butelka z wodą, ani światła autobusów na skrzyżowaniu za oknem. Ani Tuwim, nawet Tuwim się znudził.

(17.11.2015, w zeszłym roku wystąpił wcześniej)

Dodaj komentarz