
Fosco Maraini, Agrigento, Włochy (1951)
Nie było owiec ani kóz, kiedy przyjechaliśmy do Agrygentu. W wąskich zaułkach pochowały się dzieci. Tylko dźwięk piłki odbijanej od ścian, pac, pac, echo. Uczyliśmy się topografii: Vicolo, Cortile, Salita, wszystkie pod tym samym wezwaniem. Gęsty i ciasny był Agrygent, i padało słońce. Pewnie przez tę fascynację jego gęstością, nie zwróciłem nawet uwagi na wszystkich greckich bogów.