
Wracaliśmy Świętokrzyską i rozmawialiśmy o „Sensie życia…”. Nie obyło się oczywiście bez porównań z „Oh, Boyem!„, w końcu to ten sam typ bohatera, utrzymywany przez rodziców, nieumiejący podjąć żadnej życiowej decyzji, bez poczucia odpowiedzialności, mężczyzna z początku XXI wieku. Co do przystojności to – stwierdzają zgodnie A. i Jo. – Aron wygrywa. Jest jeszcze parę innych różnic: do Arona czuję większą sympatię, w końcu jest dzieckiem Europy Środkowej (a ile w jego rodzinnym domu jest książek na półkach!)
Lubię Węgrów (następnego dnia po filmie, pod jego natchnieniem, pójdziemy na obiad do Madziara na Chłodną). Ten film, tak mi się wydaje, o Węgrach i Węgrzech opowiada doskonale. Bardzo dużo takich, zapamiętanych przeze mnie z Budapesztu, szczegółów, choćby te – jak na zdjęciu – ogromne okna restauracji, przypominających stołówki, budapesztańskie tramwaje, wreszcie węgierska melancholia.
Bo jeżeli piszę, że jesteśmy barbarzyńcami spoglądającymi na stepy, to Węgrzy tym bardziej. W końcu są najmłodsi w Europie Środkowej, więc tęsknota za stepem to wciąż ich marzenie o wolności i nieskrępowaniu, życiu bez ograniczeń, które ono narzuca. Scena narzekania na rzeczywistość tak bardzo polska!
Pytanie o Węgry i węgierskość przewija się ciągle przez ekran. Nie było, od czasu kłótni o knedliczki i gnocchi w moim ulubionym filmie „Pod jednym dachem”, tak dobrej sceny rodzinnego sporu jak ta tutejsza o węgierskość pomidorów (które, jak się okazało, pochodziły z Auchana).
Ale oprócz tego wymiaru ogólnowęgierskiego, „Sens życia…” to jednak też zupełnie bezpretensjonalna historia o samotności i przyjaźni (a czemu te sceny tak bardzo mi przypominają nasze urzędnicze schadzki?), o dorastaniu do życia, o szukaniu, nieraz obsesyjnym, miłości (spośród miłości Arona załączam zdjęcie Marii, choć A. najbardziej podobała się Eszter. Sprostowanie: ale z radości życia, a nie z wyglądu – charakteryzuje Eszter A.).
Słowa klucze (w napisach końcowych przelatują słowa klucze w postaci rekwizytów, w ogóle napisy końcowe są bardzo nietypowe i warto im się przyjrzeć): włos w wannie, bilet do Portugalii, kaktus-miniaturka, zasłony z ikei
(3,5/4,5)
