Dziwna rzecz z tym „Dziennikiem”. Czytam go z przyjemnością, bo przypomina mi styl mojego bloga (tak, właśnie tego).
Fascynuje się mitami i czasem. Używa trudnych słów (kilka musiałem sprawdzać w słowniku). Pisze o Jarosławie i Edwardzie (skądinąd łatwiej mu pisać, bo ich znał, dlatego zresztą kupiłem „Dziennik”). Pisze we fragmentach. Urywa cytaty. Wraca do nich: temat i wariacje. Nawet pojawia się racjonalna żona i przywołuje go do porządku. Najbardziej mnie chyba różni stosunek do fizyki, której nie rozumiem i nie umiem łączyć jej z myśleniem o kulturze.
Lubię, gdy Kalicki, archeolog, pisze o Morzu Śródziemnym, na przykład o Krecie (ciepło o niej myślę). Wypisuję sobie z „Dziennika” związek przyczynowo-skutkowy, nie wiem, czy prawdziwy, ale lubię jasną składnię symetrię wywodów: wybuch wulkanu na Therze → upadek cywilizacji minojskiej → strwożony Amenothep IV (później Echnaton) porzuca wielobóstwo na rzecz monoteizmu → pojawia się Mojżesz (resztę znamy).