Ten adresownik to przecież także, pozbawiony narracji, kondensat dużego fragmentu życiorysu Edwarda Stachury. Światowe metropolie obok małych polskich miasteczek i wiosek, kilkugwiazdkowe hotele i młodzieżowe schroniska, adresy lub telefony ambasad, konsulatów, redakcji czasopism, wydawnictw, restauracji, klubów, stowarzyszeń i organizacji, punktów informacji kolejowej, autobusowej i lotniczej (s. 394; na marginesie zastanawiania się nad własnymi kalendarzami).
Okropnie powoli się czyta. Może do końca nie potrafiłem wyjaśnić, co mi się w sposobie pisania nie podobało, ale gdy autor uszczypliwie zaatakował niedoceniających go doktorów nauk humanistycznych (s. 371), to wtedy ja – doktor nauk politycznych – doznałem olśnienia. Chodzi o ścisłość. Chciałem przeczytać biografię napisaną według prawideł tworzonych przez owych doktorów nauk humanistycznych, a czytam biograficzną publicystykę. Pewnie stąd zawód.