
Chiny.
Nie jest łatwo wykończyć w kinie autora bloga. Wiele zniesie. Zwykle dobrze znosi nawet fabuły dziejące się w czasie rzeczywistym. Ale Chienn Hsiangowi (mężczyznie), który usiłował przedstawić w kinie huśtawkę hormonalną kobiety, udał się ten wyczyn. Ba, byłem pewien, że film trwał dwie i pół albo trzy godziny, choć wyszliśmy – jak się okazało – po dziewięćdziesięciu minutach.
Podobały mi się zdjęcia betonowych blokowisk (jak wyżej), wiele rzeczy podobało mi się z początku. A potem film przeszedł do fazy naturalizmu dźwiękowego: kilkuminutowe sekwencje rzężenia osoby nieprzytomnej albo łkającego płaczu. Kiedy wydawało się, że Ling wyszła już na prostą i uszyła sobie świetną sukienkę (A. opisałaby ją szerzej), zakochała się w pacjencie na łóżku sąsiadującym z łóżkiem jej mamy (teściowej?), myślała o lekcjach tanga, a na twarz założyła maseczkę odmładzającą, wtedy nagle – córka nie odbierała telefonu – wszystko się zawaliło. Życie przygniotło Ling, a nas przygniótł film.
(Gdyby miano filmy festiwalowe wyświetlać w Lu., ten mógłby zostać hitem, niestety.)
Trailer: tutaj
Słowa klucze: materiał w kwiaty, tango, ręcznik z brązowym królikiem, podpaska
(2,5/2,0)

2 Comments