Z trzech tomów wybieram jeden, ten trzeci, bo z baśniami z Wyspy, ale nie, nic nadzwyczajnego. Może ta jedna o chłopcu, który w katedrze w Katanii karmi Jezusa makaronem, ma w sobie coś naprawdę wyspiarskiego. Ale po Proppie1 czytanie baśni przestaje być przyjemne. Ciągle się pojawia ten sam łańcuch funkcji, ci sami wykonawcy tylko ukryci pod różnymi postaciami. Reszta jest tylko ozdobnikiem. Na zachętę lub dla zniechęcenia zdradzę wybiórczo kilka zakończeń:
Wezwał straż i kazał ściąć jej głowę na samym środku placu.
Oboje mieli zostać spaleni żywcem w smolnych koszulach.
Bracia spłonęli żywcem na stosie.
Starucha spaliła się w piecu.
We wrzącym kotle rozkazał ugotować markizę wraz z córką.
(Dopisane: baśń z Korsyki o Giovanim Balencie, co zabija tysiące i rani pięćset, jest studium politycznego PR. Giovan Balento byłby dzisiaj ministrem w najlepszym z polskich rządów.)
_____
1 O tym, dlaczego przestaje być przyjemne, pisałem tutaj.