Reportaż biograficzny ma to coś, czego nie posiada książka historyka, zwłaszcza historyka ze stażem w ipeenie1. Potrafi spojrzeć na emocje, na człowieka jako postać dramatyczną, która wciąż wybiera dobro albo zło. I nie czyni tego raz na zawsze, ale właściwie w każdym momencie. Podpisać czy nie podpisać? Pójść na kompromis czy trwać przy swoim? „Ćwiczenia z niemożliwego” uczą takiej ludzkiej historii. Zamiast posągów oglądamy zwykłych ludzi, czasem rozdrażnionych, czasem małostkowych a momentami nadspodziewanie wielkich.
Są dwa wątki, które przewijają się przez biografie: katolicyzm i antysemityzm. To jednocześnie dwa tematy, które dla zwolenników koncepcji Polaka-katolika i jedynie słusznej wersji zdarzeń (Cenckiewicz et consortes), są najtrudniejsze. Ta prześladująca Polaków mania wielkości: młodzi poeci ginący w powstaniu marzący o Imperium Wielkiej Polski, sięgającym po Finlandię.
Ksiądz Zieja nie został świętym a powinien. Nie został, bo prawdziwi katolicy nie wybaczają współpracy z KOR-em i buntu wobec prymasa tysiąclecia (ach, te patetyczne tytuły). Nie wierzył w cuda, ale w miłość: Masz miłość, to masz Boga, a kto ma Boga, nie potrzebuje religii. O lata wyprzedzał ks. Halika i papieża Franciszka, o wieki – większość polskich parafian. (Bardzo mało o nim wiedziałem, a gdy przeczytałem jego cytaty u Grochowskiej, zrozumiałem jak wiele straciłem, nie czytając go). Po raz kolejny pojawia się wątek sprzeciwu wobec mariologii kardynała Wyszyńskiego2 i jest to wątek, co nie jest dziwne, w polskiej teologii kompletnie porzucony (bo można mówić tylko z patosem). Ksiądz Zieja to moje wielkie odkrycie.
I Jarosław. Właściwie lekturę zacząłem od Jarosława, tak jak zwykle – gdy się pojawia – zaczynam.
______
1 O takim postrzeganiu historii pisałem m.in. tutaj.
2 O tym samym w kontekście O. Mieczysława Krąpca pisałem tutaj.