Być może Paweł Huelle pisze od wielu lat tę samą powieść, ale sposób w jaki to czyni, urok narracji, za każdym razem jest pociągający. (Być może nawet pierwsze jej tomy pisał był Günter Grass).
Narracja „Śpiewaj ogrody” (już sam tytuł zachęca, tudzież okładka z kojarzącym się nieco z „Maleną” zdjęciem) otwiera się na kilku poziomach. Ten najstarszy przypomina nieco historię Gillesa de Rais, najmłodszy sięga dzisiejszego Gdańska. Za każdym razem wątek lekko się nie domyka, pozostawiając czytelnikowi sekret. Książka jest zapisem pamięci, w czasach, gdy wszystko znika. Przemijają ludzie, ale też budynki, miasta, zwyczaje. Nie ma już pustych nocy. Nie istnieje tamten Gdańsk.
Szczególnie bliski jest mi wątek kaszubski. Od razu wspomnienie Chmielna, autobusów jadących Kartuską w kierunku tych jezior i morenowych wzgórz, gdzie ludzie mówią innym językiem, upamiętniają Damrokę i Mestwina a czas się zatrzymał, jak ufam, wtedy, gdy miałem dwadzieścia pięć lat. Nawet cała gromada tamtejszych zjaw, o których czytałem u Perszona i innych, pojawia się na stronach „Śpiewaj ogrody”. I Ostrów na jeziorze Wdzydzkim, wyspa Remusa.
I wszystko to, bo Huelle ma ogromny talent narracyjny, łączy się harmonijnie, dodatkowo z Rilkem i Wagnerem. Wykwintna narracja.
(Wiem, Malena nie była blondynką.)
2 Comments