Mark Danner, Masakra w El Mozote, Wielka Litera 2013

Czytam kilka stron, zamykam, nabieram powietrza, nie myślę, wracam.

Jest grudzień 1981. Stan wojenny w Polsce, czołgi na ulicach, „Czas apokalipsy” w kinach, zabici górnicy w kopalni „Wujek”. Prezydent Reagan ogłasza sankcje, wyraża współczucie.

Ten sam grudzień. Zapomniany przez Boga i ludzi Salwador. Dziewczęta i kobiety przed śmiercią są gwałcone na wzgórzach za wsią. Dzieci skosił karabin maszynowy w zakrystii wiejskiego kościółka. Mężczyznom odcina się głowy. Na koniec oddział podpala El Mozote. Prezydent Reagan sypie funduszami na walkę ze światowym komunizmem, walka toczy się właśnie tutaj, walka z komunizmem musi być bezwzględna.

Zbyt często wydaje nam się w Polsce, że świat jest czarno-biały. Źli walczą z dobrymi a dobrzy mają rację. Bohaterowie nie posiadają skaz a wszystkie pojęcia są jednoznaczne. Łatwo się usprawiedliwia zbrodnie, bo są w imię czegoś. W imię czego zginęły dzieci z El Mozote? Bo do wsi zachodzili lewaccy partyzanci. (Więcej, własnym ofiarom przyznaje się rację, własne ofiary się rozumie, nad własnymi ofiarami się rozpacza i rozpamiętuje, obcy są tylko dużymi liczbami.)

(Książka Dannera jest ważna, bo ujawnia kłamstwo, a także przynosi chronologiczne zestawienie dokumentów. Może jakiś radykalny antykomunista się zastanowi? Natomiast sam styl pisania pozostawia wiele do życzenia, więc trudno się zgodzić z Susan Sontag z okładki).

1 Comment

Dodaj komentarz