Na okładce „Portretu podwójnego”, pięknie zredagowanego tomu korespondencji Miłosza i Iwaszkiewicza, „Upadek Ikara” Breughla. Czyta się z ogromną przyjemnością, zwłaszcza jak ma się już za sobą dwa tomy Jarosławowego dziennika i monument Franaszka.
Zastanawiam się, który z nich jest Ikarem. Przed Noblem wszystko było jasne. Ikar to był Miłosz. Jego emigracja, czyli ucieczka, wydawała się kończyć tym, co dla pisarza najgorsze: wymazaniem z pamięci, osamotnieniem, klęską. Jarosław natomiast był księciem udzielnym na polskiej literaturze. Opisy królewskich obiadów ze Stawiska w „Dzienniku” mówią same za siebie. Dzisiaj nawet nie ma co zadawać pytania, bo jasne jest to, że nie doleciał Iwaszkiewicz. Zbyt blisko pofrunął ludowej władzy, za wysoko się wzniósł. To dla Miłosza laury, ulice i szkoły. Gdzieś na uboczu istnieje Iwaszkiewicz, ale głównie w prozie.
„Portret” pokazuje jak ta relacja obu potencjalnych Ikarów się rozwija. Od erotycznej fascynacji poprzez wzajemne upokorzenia aż po wzruszające uspokojenie dwóch starych poetów (podświadomie „starych poetów” zlało mi się wzrokowo w – znowu – mitologicznych „satyrów”).
(Ta jesień obfituje w książki z kategorii „niezbędne”. Ciekawe, czy to kwestia wieku, że najbardziej czekam na wspomnienia i dzienniki?)