Rankiem niecierpliwie zanurzam herbatniki w kawie. Na przystanku
wymieniam z sąsiadem uwagi, że zimno. Przygruntownie.
Wieczorami czuję, że wszechświat się kurczy. Z każdą chwilą
coraz mi ciemniej. Między lustrem a oknem, wpatruję się w lustro.
Tylko czasami, w piątek, wydaje mi się własne wyobrażenie
szczęścia: siedzieć z przyjaciółmi, zajadać szarlotkę.
