(Nie potrafię uzasadnić swojej oceny. Może właściwie A. jest bliższa prawdy. Poczułem, że to mój film i nawet wahałem się nad piątką. To nie jest arcydzieło, to mój film.)
Monolog wygłaszany w prologu mógłby wygłosić czternastoletni autor bloga. On też zamykał oczy i wyobrażał sobie swój własny pogrzeb, szkolną chorągiew opuszczoną w nawie.
Mógłby się nazywać ten film: narodziny neurotyka. Niemniej co jakiś czas wybuchałem nieopanowanym śmiechem. Scena rozmowy ojca z synem o kobietach wygrywa w rankingu scen najśmieszniejszych w mojej blogowej historii kina.
Muzyka i zdjęcia też niczego sobie. Jak te czarno-białe z blogów, które namiętnie przeglądam (lata osiemdziesiąte na Wyspach Brytyjskich).
(3,0/4,5)