Siedzieliśmy z An. w kawiarni
o białej glazurze na ścianach.
Początek dwudziestego pierwszego wieku,
za rok zapowiadają koniec świata.
W ogrodzie zapalili różowe lampiony.
Popijając kawę, An. mówiła co jeszcze do końca.
Są rzeczy trwalsze niż planetoidy:
to, że można z kimś innym, razem tu i teraz.
Dobrze było nam rozmawiać, choć czaił się
jeździec apokalipsy: cień ćmy w abażurze.