I jest poranek, kiedy się wyjeżdża.
Całe święta już w reklamówkach.
Kadzidło już się wywietrzyło z sukienek i marynarki.
Siedzimy na dworcu
czekając na pospieszny do Emaus.
Jedyni chyba nie pamiętamy, co się wydarzyło.
To taki moment,
kiedy zostajemy sam na sam z tym, co przemija.
Ani nie potrafimy odjechać, ani też pozostać.