Przykro mi, że tak późno dobrałem się do Wrońskiego. Jako Lu-fila nic mnie nie usprawiedliwia. Kino „Venus” jest powieścią mięsistą i rozkoszną. Komisarz Maciejewski może nie jest Mockiem, ale już Popielskiego przewyższa a Jerzy Drwęcki, z wybitnie nieudanej serii o Wa., do pięt mu nie dorasta.
Z radością obserwuję jak Wroński dobiera się do znanych mi źródeł (znanych choćby z doskonałych tomów teatru NN o Czechowiczu) i jak je sprawnie dobiera i łączy.
(Przez zaczytanie nie kupiłem dziś „Polityki”. Może nawet i lepiej?)
