Iran jako sad. (Sad, bo w sumie też smutny film to był.) Niestety, przede wszystkim, film na siłę był udziwniony. Fabuła mieniła się odcieniami: raz całkiem realistyczna, raz zupełnie fantastyczna. Wcale niedziwne, że bohaterka hop z lasu do grafiki komputerowej, która udawała step. Hop i z powrotem.
Trudno się to wszystko oglądało, wierciło się, ziewało. Z trudem metaforykę się łapało, więc się nie spodobało.
(Sezon kinowy dwa tysiące dziesięć uważam za zamknięty.)
(2,5/2,5)
