Niepokojące kino familijne – tak bym to określił, pominąwszy własne przytępienie zmysłów węchu, słuchu i wzroku.
Ze zmysłem smaku też mam problem, a tu kino wietnamskie: co najmniej trzydzieści procent scen dotyczyło jedzenia. Po tym wszystkim, dzisiaj idziemy do „Co tu”.
(Z „Nie bój się, Bi” pozostaje scena „romantycznego” spaceru po falochronie.)
(3,5/3,5)