Orkiestra dęta grała pod palmą, mijał już kwadrans.
Myślałem o kobiecie z szyją wypaloną papierosem,
boleściwą pod krzyżem zamiast pomnika.
Nie wyjdę dzisiaj wcześniej z pracy.
Z politowaniem patrzy na mnie źle wydrukowany
Paul Newman na rozgrzanym blaszanym dachu.
Skręcę w Nowogrodzką albo lepiej w Bracką.
Zaszyję się w czerwonym barze a potem muszę
wniebowstąpić latte jeszcze. Na rogu Żurawiej.
Będziemy siedzieć tak długo. Orkiestra dęta dawno
przestała grać. W tej sali śmierdzi. Siłą woli usiłuję
przyciągnąć do siebie jeszcze jeden termos.
(kofeina)