(A. po seansie)
„Aurora” – aby wyprodukować to arcydzieło pracowały wspólnie aż cztery państwa. Film został umieszczony w dziale pokazów galowych, dopisano do niego również zachęcający (i jakże mylny) opis.
Film trwał trzy godziny. W pierwszej usiłowałem zrozumieć o co właściwie chodzi, co było tym trudniejsze, że bohaterowie starali się nie rozmawiać.
Godzina druga zaczęła się całkiem zabawnym skeczem z sąsiadem i jego synem. Po tym ulotnym momencie, wszystko wróciło do normy. Sala pochrapywała.
Trzecia godzina trzymała w napięciu (co jakiś czas), tłumiąc to napięcie przy użyciu flaków z olejem.
(Powolne przejazdy kamery, dźwięki tylko z otoczenia, długie ujęcia – szerzy się kinowa grafomania.)
(1,0/1,0)