Spośród ostatnich zakupów książkowych, niewątpliwie najlepsza jest powieść „Śmiech za drewnianą przegrodą” Jani Virka. Aż żal wysiadać z autobusu, bo na deszczu książek przecież nie czytam.
Może to kwestia tematu? Opowieści o dzieciństwie, zaczynając od Grassa i Miłosza, mają swój urok, bo przywołują własne wspomnienia, przypominają, że świat wyglądał inaczej (inaczej nie z powodu zmiany, ale inaczej z powodu innej perspektywy). Może topografii? Lublana to przecież moje drugie Lu. A może odczuwania? Bo to powieść węchowa:
Różnica tkwiła nie we włosach albo jakiejkolwiek innej namacalnej rzeczy, w co dotychczas wierzyłem, ale w zapachu (s. 14)