Najpierw, jeszcze po lewej stronie Wisły, zapadł zmrok. Potem pojawiła się mgła, która spowiła Beskid i ograniczyła widoczność do trzech, czterech metrów. Bardzo szybko zniknął zasięg naszych telefonów. Płynęliśmy w tej mgle, mijając ostatni kiosk z prasą, a potem – po kilku kilometrach – ostatni sklep spożywczy. Nad nami, z mgły wyłoniła się droga mleczna.
Obudziliśmy się w ostatnim domu w dolinie. Szczęśliwi, że innego nie ma.