– Ożyj i zwyciężaj! – szepnąłem do mojej nokii, wyjmując w zakładzie jej szczątki z torby. Zakład mieścił się we wnętrznościach Wa., tam gdzie wszystko: ludzie, nokie, ściany i posadzka cuchną zapiekankami.
(Ta niesympatyczna, pulchna kobieta w białej bluzce wepchnęła się do kolejki, gdy czekałem z moją nokią. – Skupujecie telefony? – zapytała. – Mam dwie, pięć pięć trzy zero – sprecyzowała. Panowie popatrzyli zmieszanym wzrokiem. Klientów w środku było czworo. – Nowe? – Nie, używane. Podziękowali. Stosik używanych telefonów i tak już piętrzył się na dolnej półce.)
Moja nokia dostała drugą szansę. Znów jej klawisze pieszczę opuszkami, a ona odwdzięcza się dzwonkiem z Audrey Hepburn. Ja, Orfeusz, ona, moja nokia. Piekło z zapiekanek.