Na peronie gromadka neonazistów wyczekuje. W spoconych dłoniach ściskają drzewce transparentów. Czasem jakiś dowcip o komorach gazowych. Jadą chłopcy na kolonie.
Ten stoi z boku, taki niepewny. W plecaku brzoskwiniowa nesti, mama na drogę zrobiła kanapki.
(Bardzo ubolewam, że ci chłopcy jadą do Lu., który ich jak matka przyjmie, obejmie, pozwoli na miarowy krok, rzymski salut, słońce na łyse głowy. Wstyd mi.)