Nauka o czyśćcu zawsze budziła we mnie sprzeciw. Niemniej, gdy szukać słowa na określenie stanu w jakim znajduje się dziś Kościół, w jakim my się znajdujemy, słowo „czyściec” pierwsze przychodzi na myśl.
Płacimy dzisiaj cenę za grzech pychy, za grzech bezkarnej władzy, rozbudowywania civitas terrena, za odejście od tego, co jest istotą chrześcijaństwa. (Zaskakujące, ewangeliczne przestrogi dla faryzeuszy, jak te w Mt 23, brzmią zupełnie współcześnie, wystarczy podmienić ich adresatów.)
Bronimy rzeczy drugorzędnych (por. artykuł Walka świata z celibatem, „Gość Niedzielny”, nr 13/2010), a zapominamy, że – tu zgodzę się z Lutrem – solus Christus.
Święta Zmartwychwstania Pańskiego przypominają, że perspektywa chrześcijaństwa nie jest ziemska, dlatego wierzę, że to katharsis jest terapeutyczne, że to noc, w której się łączy niebo z ziemią.
(Swoją drogą, na pojawiający się w mediach pomysł, aby molestowanie seksualne ścigać, tak jak zbrodnie przeciw ludzkości, mógł wpaść wyłącznie ktoś, dla którego Srebrenica lub Rwanda to nazwy zupełnie puste.)