Jechałem metrem, czytając swój ulubiony tygodnik. Właśnie skończyłem artykuł o kulturze transportowej, czyli m.in. o czytaniu swojego ulubionego tygodnika podczas jazdy metrem i, używając podbródka, przewróciłem stronę. Felieton autora, którego niezbyt cenię, choć w tej ocenie jestem osamotniony. Autor pisał głównie o sobie, ale w drugiej kolumnie zwróciło moją uwagę znajome nazwisko poetki. O mały włos wyrżnąłbym twarzą w słupek lub przewrócił się na niczemu niewinną pasażerkę obok. Ceniony pisarz i wybitny felietonista pisał z przekąsem:
Po pierwsze: tradycyjny model inteligencki a la Julia Hartwig. Jest to zachowanie absolutnie nienastawione na sprzedaż, która w tym modelu jest tematem tabu. Z godnością udziela się kulturalnego wywiadu jakiemuś pismu typu „Tygiel Kultury” czy „Odra”, bez żadnej opresji. Jedyna kasa, na jaką można liczyć, pochodzi tu z nagród. Pisarz taki nie prostytuuje się, ale także nie może liczyć na nic więcej poza recenzją w „Nowych Książkach”.(Polityka nr 42, s. 64).
No więc wyobraź sobie, Misiu, że tym się różnisz od Julii Hartwig, że Jej wiersze przetrwają a twoje prozatorskie wyn(at)urzenia zatopią się w odmętach pop kultury (bo po jednorazowym użyciu raczej nie przydadzą się jako źródło inspiracji). Wyobraź sobie, że oprócz kasy, istnieje coś takiego jak smak. Wyobraź sobie wreszcie, że istnieje też pewna grupa ludzi, która przedkłada „Odrę”, „Nowe Książki” i tym podobne periodyki nad „Pudelka”, „Plotka” oraz „Życie na gorąco”. Może to, Misiu, trudno sobie wyobrazić, ale warto. Zwłaszcza cenionemu pisarzowi przyda się wiedza, że poza klubem wzajemnej adoracji, tli się inne życie.