w pół godziny można:
przeczytać „Moje wielkie świętowanie”, drobny zbiorek opowiadań Edwarda S. Dzieło może niewielkie (nie wielkie?), ale smakowite i takie Lu przesiąknięte. Lubię dźwięk tej prozy. Jechać by można do miast a ja z tym tomikiem w Świętokrzyską. Warto.
albo:
przeczytać „Dworzec centralny”: ponury, przytłaczający komiks, przesiąknięty życiową bezcelowością (chociaż można by go zinterpretować realistycznie jako obraz upadku polskich kolei państwowych). Kolejne piętra, korytarze, mury, żadnej informacji, żadnego opium dla pasażerów.
(tak, tak, początek miesiąca, pora ruszyć do księgarni.)