Tysiąc dziewięćset osiemdziesiąt dziewięć. Wersja alternatywna.

Czwartego czerwca nie było. Było wieszanie jak z Rymkiewicza, najpierw wrogów, tych co nie zdążyli oddać legitymacji, potem swoich, którzy zaczęli być podejrzani. Ludowa rewolucja pod hasłami wolności szybko przerodziła się w rzeź. Rywalizowano w radykalizmie poglądów, esbeckie akta traktowane jak święte księgi pogrążały winnych i niewinnych. Sędziami byli ci, którym udało się jak najgłośniej wzywać Boga, honor i ojczyznę. Szybko okazało się, że wróg to nie tylko sekretarz, milicjant, czy zdrajca słusznej sprawy, ale że czai się on wszędzie. To ten sąsiad, ten ojciec, ten brat. Że oni są obcy, bo nie myślą tak jak my, są Żydami, Niemcami, Ukraińcami, podkopują narodową sprawę. Skąpaliśmy we krwi pół kraju. W imię wolności i prawdy poddaliśmy się własnej tyranii. To była już chyba jesień, galopująca inflacja, co dzień gazety informują o kolejnym ujawnionym agencie, egzekucję wykonano „w imię Narodu Polskiego”, w Przemyślu płonie unicka katedra, rząd tymczasowy ostrzega obce mocarstwa przed ingerencją w sprawy wewnętrzne „umiłowanej ojczyzny”. Kolejna defilada, kolejny pomnik ku czci męczenników słusznej sprawy. Następnego poranka, mglisty październik chyba, właśnie wkroczyli Rosjanie.

(Gdy widzę ile jadu mają w sobie, to bardzo się cieszę, że nie spełniły się sny wymiętych piewców czwartej republiki. Że jednak zapanowała michnikowszczyzna.)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s