Ostatni film science-fiction, który oglądałem to „Pan Kleks w kosmosie”. Przyznać więc muszę, że w kwestii podboju kosmosu jestem ignorantem. Nawet nie wiem jak oceniać takie filmy. Może dlatego „Star Trek” od pierwszych minut skojarzył mi się z podróżami kosmicznymi Entomologii Motylkowskiej i prof. Nerwosolka w komiksach Tadeusza Baranowskiego (a Lord Hokus-Pokus, czyż nie był on Romulaninem?). Muzyka bardzo przyjemnie patetyczna, zdjęcia jak z teleskopu Hubble’a, fabuła… cóż, postanowiłem bawić się tą konwencją i bawiłem się nią bardzo dobrze (czasem mając wrażenie, że cofnąłem się w czasie o kilka er filmowych).
Ale czy może nie podobać się film, w którym najbardziej romantyczna kwestia brzmi: „Będę monitorowała twoją częstotliwość”?
(–/3,0)