– Od czasu zorganizowania żłobka nie mam chwili wytchnienia – skarży się Urszula Dymowska, sąsiadka zza ściany. – Krzyki i płacz dzieci, uniesione głosy opiekunek, w domu wysiedzieć się nie da. W ogrodzie podobnie, hałas nie do wytrzymania. Opowiada, że wzmocniła płot dzielący ją od żłobka, bo obawiała się, że jakieś dziecko włoży palec między sztachety i zostanie ugryzione przez jej psa. – Kto by za to odpowiedział? Wiadomo, że ja – mówi. (za: A. Walentek, Białołęka: sąsiedzi walczą ze żłobkiem, gazeta.pl, 17.04.2009)