Z wysokości drugiego balkonu, rozpoznawał powoli, że to poćwiartowany kawał dobrej prozy. Aż mu żal się zrobiło: taki smakowity, a teraz niektóre kęsy żuł bez przekonania. Dodają za dużo didaskaliów – mruknął – ledwie da się rozpoznać czy słodkie, czy kwaśne. Nie prosił o repetę, ale w drugim akcie nawet mu smakowało. Bał się jedynie niestrawności – zupełnie niepotrzebnie.