Przyszedł na przystanek. Wiatr wiał nieprzyjemny, ręce marzły, tulił do siebie fioletowe tulipany w celofanie. Dziewczyna w czarnej kurtce rozmawiała przez telefon: Ku..a, mógłbyś mi zaproponować samochód, bo tak tu, ku..a, stoję dziesięć, piętnaście minut i, ku..a, marznę. Głos załamywał się.
Aha, pomyślał, czeka od piętnastu minut, czyli już zaraz będzie sto siedemdziesiąt. Był lekkomyślny. Dziewczyna wsiadła w najbliższą pięćsetkę. Po piętnastu minutach nadjechało sto siedemdziesiąt. Ku..a!