Nie szukałem fontanny. Nie wiem, czy chcę tracić w wodzie grosze. Wracać.
Ze wszystkich zakątków miasta najbardziej spodobał mi się bar szybkiej obsługi na jakimś przedmieściu. Milkszejki. Kanapki barbekju, a ja akurat ochotę miałem na ćwierćfunciaka z serem i zimną kokakolę. Wieczór. Pani Hinduska za ladą po niemiecku mówi tak jak ja, czyli prawie wcale. Za oknem stacja metra. Wewnątrz babel w mikroskali. Atmosfera nieformalna. Wchodzą i wychodzą ludzie. Obrazy z Hoppera. Właściwie mogłoby to się dziać prawie w każdym większym mieście półkuli północnej na wschód od Kamczatki i zachód od Białowieży.