To był najlepszy rok od siedemnastu lat.
Przyznam, że zgadzam się w tym stwierdzeniu z Duce.
Choć rok dwutysięczny, też niczego sobie.
(Pisałem kilka razy: droga, siano, góry, tak jak na banalnej pocztówce).
Nie mam też zastrzeżeń do kilku innych lat,
do zim również.
Poniekąd jesienie też były interesujące,
o wiosnach nie wspomnę.
To był najlepszy rok od dwudziestu sześciu lat.
Od kiedy w PSK 4 zacząłem swoją podróż przytomną po łez padole.
I przeżyłem te dwadzieścia sześć lat szczęśliwie.
(Może nawet zbyt szczęśliwie, biorąc pod uwagę konieczność zbilansowania w przyrodzie oraz fakt, że w tak zwanym międzyczasie upadały systemy, rządy, państwa, trwały wojny gdzieś za górami a pani wychowawczyni wpisała mi do dzienniczka, że zagrażam życiu kolegów, biegając).
To był najlepszy rok od siedemnastu lat.
Ale moja opowieść we wdzięcznej pamięci
czci wszystkie siedemnaście.
I ich bohaterów.
(Uznając tę noc sierpniową w okolicach wsi Kębło
za punkt kulminacyjny i zwieńczenie rozdziału pierwszego.)
To był najlepszy rok.
(Mówię to szczerze,
ale ty kłamiesz…)