
Listopad dla zaawansowanych
1.
Nazywali to śniegiem, ale nie rozpoznawaliśmy w tym śniegu. Rzadkie drobiny białości tak nasiąknięte wodą, że znikały jeszcze przed upadkiem na chodnik Krakowskiego.
Bliskowschodnia rodzina właśnie wyszła z hotelu z walizkami. Maluchy w kombinezonach stały oczarowane. W ich oczach ten erzac zimy stanowił ośniewającą śnieżycę, zamieć, dostąpienie niezwykłego.
2.
Przestałem czytać. Frazy mnie męczyły. Spróbowałem znajomego gruźlika kości z Rumunii, który zachwycał, ale nie mogłem. Pożyczony wywiad-rzeka pozostawił mnie na brzegu. Wolałem uciekać w obrazkowe światy. – Z tych książek – Dziecko wskazało na swoją okazałą biblioteczkę – byłyby fajne shortsy.
3.
Spotkanie był oficjalne, ale nie na szczeblu. Wizyta studyjna z kraju, który istniał na mapie, ale nic – jeszcze może winogrona, które pomogły przetrwać którąś czeluść – ponadto. Było ich dziewięcioro (rozdawali folder ze swoimi życiorysami, więc łatwiej jest pisać): pani z ministerstwa poważna nad wyraz, pucułowata profesorka akademii nauk, poważny prawnik z angielskim, dwie dość milczące kobiety, działacz pozarządowy z wielką głową, powściągliwa dyrektorka muzeum w czerwonym swetrze, przystojny siwy Gagauz, który nie znał rumuńskiego a studiował w Baku, wreszcie profesor-pułkownik (wykład z historii Polski) o fizjonomii niesławnego Kukułki.
Wszyscy zupełnie przedakcesyjni, jak my na przełomie wieków. Nieśmiali, niemodni, z nadzieją, że Unia. Aż pomyślałem, że chciałbym do Kiszyniowa.
4.
Między folksdojczem a kosmitą jest duża różnica – siedziałem na komisji i zapisałem to zdanie od razu, do notatek w punkcie „Frazy, które warto powiesić nad biurkiem”.
5.
– Nie masz dzisiaj zdalnej? – spytało Dziecko jak zwykle pogrążone w tysiącu własnych spraw, bitwach lego ninja, rywalizacji w szachy z botem o imieniu Oskar. – Czasem wolę nie mieć – miałem odpowiedzieć, ale Dziecko i tak pytanie potraktowało jako retoryczne. W pracy za swoim biurkiem natrafiałem na ów gatunek spokoju, który czasem koił: nie wymagał pozmywania, odkurzania, przygotowania obiadu. Pozwalał wpatrywać się w linijki tekstu i ludzi przechodzących za oknem.
Zupełnie nieważny człowiek w zupełnie nieważnym (odczuwali to teraz bardzo wyraźnie) urzędzie.
6.
Gadatliwa dziewczyna opierała się o szybę kabiny kierowcy. Kierowca zagroził, że stanie i dalej nie pojedzie. Wzięła i wysiadła na następnym, choć nie był jej. Zrobiłbym to samo.

przed wysiadką więcej słów proszę – ostatnio wpisy coraz bardziej skondensowane
PolubieniePolubienie
Bo to byla chwila. On powiedział. Ona spojrzała. Autobus otworzył drzwi
PolubieniePolubienie