
Piotr Oczko, Suknia i sztalugi. Historia dawnych malarek, Znak 2024
Wróżę tej książce gwiazdkową karierę: przepięknie wydany album z nietuzinkowymi tekstami Piotra Oczki, który – podobnie jak w „Pocztówce z Mokum” – pisze bardzo osobiście i nie ulega pokusie ideologii (o co w wypadku roli kobiet w sztuce nietrudno). Porzuciłem czytelnicze plany, aby zająć się „Suknią i sztalugami”.
Przyznam. Ignorowałem je w muzeach. Te wszystkie Sofonisby, Artemisie i Gesiny. Owszem w kolekcji swojego telefonu zachowałem poznańską „Grę w szachy”, ale nie zadałem sobie trudu by sprawdzić kim była autorka. Malują inaczej. Tak jak da się wychwycić żeńską dykcję w literaturze, tak samo i tutaj łagodność pociągnięć pędzla na czuprynach dzieci, detaliczność koronek w mankietach.
Z tego katalogu zapomnianych czy wymazanych malarek, jakoś szczególnie mnie wzrusza Maria Sybilla Merian, która pierwsza naszkicowała przemianę gąsienicy w motyla. Pisze autor: w czasie gdy gąsienice, czyli larwy motyli, kojarzyły się nieodmiennie z grzechem i Szatanem, Maria Sybilla dostrzegła w nich coś zupełnie innego – piękno (s. 247). To jedno z najwspanialszych ludzkich doświadczeń: objawienie piękna. Jest też w Marii Sybilli ciekawość wykraczająca poza ramy sztuki, epoki i wszelkie konwenanse.
W ujęciu Piotra Oczki historia sztuki jest, podobnie jak historia fotografii, historią zmagań z przemijaniem. Nie chodzi tylko o wanitatywne symbole w martwych naturach (och, jak to się dobrze czyta, gdy zapadają ciemności), ale o samą metodologię wyszukiwania w archiwów zapisków o dawno umarłych malarkach (pasuje mi to do moich zmagań z genealogią). Istnieją, bo pozostawiły po sobie coś więcej niż suchy zapis w metryce parafii.
