
Podróż nad morze mgły
1.
To, że chciał podróżować na wystawy traktowano z pobłażaniem jako rodzaj niegroźnego dziwactwa. Owszem, żona wspominała i wypominała, że wolałaby cieplejsze kraje, nawet Włochy, ale dla świętego spokoju zgodziła się na zimne hanzeatyckie miasto. Dziecko dało się przekonać, gdy opowiadał o tym typie, co stoi na górze.
Już w momencie, gdy kolejka miejska wiozła ich z lotniska, wiedział, że to dobry pomysł. Nie padało, ale wszystko przenikała mglista wilgoć. Całe kwartały białych okien otoczonych ciemną, wpadającą w karmin, cegłą, taką jak lubił.
Może należał także do Północy, smętnej i melancholijnej krainy, gdzie można liczyć tylko na łaskę, a nie na żadne dobre uczynki i wstawiennictwo świętych patronów.
2.
Dlaczego Caspar David Friedrich?
Stan ducha tamtej epoki nie był najlepszy, w tym przypominał nasze czasy. Świetnie o tym pisał w „Podróży zimowej” Ian Bostridge. Brakowało stabilności.
(Patrzymy na tamte czasy przez pryzmat prowincjonalnej historii o sąsiedzkiej waśni na Litwie).
Przez ponad piętnaście długich lat toczono wojny w różnych konfiguracjach: nerwowe napięcie dało się na tyle we znaki, że najważniejsi cadycy – pod wodzą Widzącego z Lublina – poczęli wypatrywać Armageddonu. Kilku od tego oszalało.
Ludzkość utraciła pewność Opatrzności. W roku bez lata niebo zmieniło swój kolor i nie nadeszły spodziewane pory roku. Od czasu trzęsienia ziemi w Lizbonie trudno było uwierzyć, że jest coś ponad przypadek. Królowie okazywali się mieć delikatne szyje.
Owszem wciąż nadworni malarze specjalizowali się w rumianych policzkach i lokach peruki, ale chybotało to wszystko, ech chybotało.
(Przyzwyczailiśmy się do myśli, że to epoka dygotu, dobra dla płaks i nieszczęśliwie zakochanych).
Więc teraz nasza: wojna, która może się zaraz ziścić. Nadciąga katastrofa. Zimy bez zimy. Temperatura oceanów rośnie. Mamy coraz mniej czasu. Prąd na Atlantyku ulega wygięciu.
Caspar David Friedrich maluje naturę, która obraca się przeciw człowiekowi. Porzućmy interpretacje mistyczne. Bohater Friedricha kontempluje nie boskość, ale pustkę, nadciagającą katastrofę, wobec której – ze swoimi czarnymi myślami – jest zupełnie sam. A kobiety w „Wielkanocny poranek” wcale nie spieszą radośnie od pustego grobu, ale są jak królowie Eliota, którzy zobaczyli śmierć.
Jesteśmy świadkami katastrofy naszego świata, ale musimy nauczyć się ją dostrzegać. Caspar David Friedrich pokazuje jak.
3.
Pośrodku dzielnicy muzeów znajduje się dworzec. Wokół niego krążą dawni ludzie o wzroku pozbawionym widzenia.
Pociągi niby odjeżdżają do Berlina, Kolonii albo Monachium, ale jedyni pasażerowie są widmami.
Pochłonęła ich sproszkowana katastrofa.
4.
Łaba jest tu morzem. Promy na niej to maleńkie łódki. Na drugim brzegu rdzawo jęczą żurawie.
Każdy naród północnych marynarzy ma własny kościół, ode złego. W portugalskich knajpach serwują Atlantyk o smaku takim jak przy moście w Aljezur.
5.
To było w lipcu. Tego roku pociągi miarowo kursowały na Wschód, kończąc bieg na bocznicach w nadbużańskich lasach.
Dzielnicy Północnej już nie było. Był po domach i piwnicach ogień, dużo ognia, i Boga też już nie było. Pozostał w nadpalonych Torach.
To było w lipcu, kiedy u nas nadchodzą zimne poranki. Ze świętego Mikołaja ostała się nadpalona wieża.
Z całej poezji wojennej najbardziej mnie porusza ten patetyczny wierszyk pisany w kraju, w którym się umierało codziennie i masowo.
Za grób, co w słabnącym jak ulga
Pokusą w męczeńskich dniach świeci –
– Zbaw, Panie, kobiety i dzieci
Z płonących pożarów Hamburga (1).
6.
Jeszcze jedno dziwactwo: chodzenie po cmentarzach. Żona się zdenerwowała, bo hektary parku. Dwie linie autobusowe i obok przystanku można mieć grób cioci. Wiewiórki nieoswojone umykają ponad głowy. Za to wokół kretowisk świeże przebiśniegi.
Miasto chce ożywić to miejsce, jakkolwiek dwuznacznie to brzmi. Nowa misja największego cmentarza Europy stopniuje odpoczynek:
Przerwa – czas wolny – wieczność.
7.
Dziewczynka w wagonie kolejki na lotnisko transmituje lajf swój powrót ze szkoły. Telefon przypięła do szyby. Właśnie wzeszło słońce, wygląda przez odstępy w chmurach.
Trwa moja lajf transmisja ze świata złych przeczuć.
Przypisy:
1. Autorstwa Marii Leonii Jabłonkównej.
