dziennik 49/22

Był z nas najmłodszy. Tak nam się zdawało, ale wiecie rachuba lat jest rzeczą absolutnie niepewną.

Pewni byliśmy tylko tego, że sto lat jest odpowiednią miarą.
W słoneczny dzień kiedy na hali sprzedają niezapominajki i pierwsze konwalie.

Tak to się umiejętnie pisze: nie zdążyliśmy się spotkać, taki pełen zapału, z błyskiem w oku, nigdy nie odmówił pomocy, nie tak jak ci, co zostali.

Jego śladem pojechaliśmy kiedyś do Chin.

Właściwie zawsze umiera się na serce.

Dodaj komentarz