Dziennik. Początek czerwca

Truskawki

Maj był wyjątkowo zimny. Nie ma co go żałować.
Na początku czerwca na Żoliborz Egzaltowany podjechał sprzedawca truskawek. Owoce były mięsiste i dziwnie błyszczały. Ani ziarnko piasku nie przecisnęło się po nich. Tak się zaczęło lato. Błyszczącymi truskawkami na Żoliborzu Egzaltowanym.

Przypadki myśli nieoswojonej

Te spotkania z prawicowymi tuzami (tu akurat tuz internetowy: koszulka z krzyżem naprzeciw mojej czerwonej jak sztandar, bella ciao, maseczki) budzą we mnie mieszane uczucia. Odrobina obrzydzenia, odrobina śmieszności. Po pierwsze, oni rzucają cytatami z Inki i Papieżopolaka jak my z „Misia”. Ich twórcza myśl jest nieświeża jak wciąż powtarzane żarty z oczyszczalni Czajka i bezpłodna jak bezpłodne są kazania pana Jędraszewskiego z Krakowa. Jakby ktoś ich uwięził w wytwórni papki z krwi.

Przeglądam projekty: nie ma w nich żadnego fermentu, są od jednej sztancy. Żadnej krytycznej myśli – wielkość i bohaterstwo odmieniana przez przypadki. Jeśli trafia się coś innego, to jest to akurat Ludwika Ogorzelec pakująca wszystko w pajęczyny z reklamówek z lat osiemdziesiątych.

To pocieszające, bo nie ma racji bytu. Ile by nie wrzucić pieniędzy, nie zostanie nic wielkiego. Żadnego (za przeproszeniem) Speera tu nie ma, żadnego Noldego ani Novecento, jedynie papka.

Do kronik zarazy drugiego roku

Ułomność pamięci. Spadek liczby potrzebnych szczepionek. Wydumane efekty uboczne stają się ważniejsze od pięciuset dziennie umierających pod respiratorem (jeszcze miesiąc temu). Nikt ich nie uczcił, bo przeczyli propagandowym hasłom o zwycięstwie nad zarazą. Nie ma pamięci: muszę przekonywać, chronić przed rozpisywaniem pojedynczych przypadków jako ogólnego trendu (jeden na milion, prawie jak trafienie piorunem, chociaż też się zdarza), przed jerychem wynagradzającym za grzech dezynfekcji (szatan ponoć nie tańczy już w Moskwie, ale trafia igłą z buteleczki pfizer).

*

Usiłuję wyjaśnić, że przez ten czas zaszła rewolucja w pojmowaniu ludzkiej pracy. W podchodzeniu do czasu spędzonego w domu, ale na nic. Mamy wracać. Koniec zarazy. Ma być tak jak było przedtem. (Bo tylko przeszłość ma znaczenie, por. Przypadki myśli nieoswojonej).

Zapiski z orientalnych podróży (1)

W Białej Podlaskiej – podobnie jak w Garwolinie – najpiękniejszy jest McDonald. Podjeżdżają pod niego audi z Łomazów i z Białorusi. Wysiada młode małżeństwo z dzieckiem, z kraju, w którym torturuje się opozycjonistów. Zamawia zestaw.

Tego dnia akurat prawicowy umysł wytryskuje z dużą siłą. Okazuje się, że Polacy nigdy nie łamali się na torturach, bo są urodzonymi bohaterami, szlachtą, co innego ci Białorusini, na których patrzymy jak na pańszczyźnianych chłopów. Zaczyna się festiwal obrzucania błotem. Jest to tak obrzydliwe, że przez dwa dni krążę po fejsbuku i tłiterze. Tylko potwierdzam, że myśl nieoswojona prawicy wywodzi się z malusieńkiego, mściwego mózgu. Z ziarnka grochu, łebka zapałki.

Zapałki

Z Białej robimy tour de moje dzieciństwo. Ostatnio zdarza mi się pisać o R. i jego cmentarzu, o Anny i cieniu drzew, które wszystkie wycięte. Teraz cmentarz w R. jest upalną pustynią w czerwcowe popołudnie. W kiosku kupuję znicze i proszę o zapałki. Dostaję pudełeczko z mojego dzieciństwa. Mają datę tysiąc dziewięćdziesiąt osiemdziesiąt dziewięć i nie chcą się palić. Siarka obsypuje się na drasce.

Jest tak jak kiedyś. Szumią drzewa. Idziemy na odpust ścieżką nad rzeką. Wszyscy jeszcze żyją, tylko dziadek nie.

Zapiski z orientalnych podróży (2)

Miasta pozbawione obwodnic okazują się być podobne do tych, którymi były niegdyś. Rondo Kontruderzenia znad Wieprza i wjeżdżasz do Kocka, w którym lodów strzeże kobiecy Kościuszko. Na rynku ruch. Nigdzie nie ma tylko chasydów. W kolejnym ze sztetli gminna spółdzielnia stała się biedronką. Opowiadam, gdzie sprzedawali termosy, gdzie najlepsze lody, dokąd należało skręcić. A. nie przypomina sobie biało-żółtych przegubowców Lubartów-CPN i Pobożno-Zadębie.

Niedziela

O trzeciej rano inne ptaki dolatują ze śpiewem na siódme piętro. Zimna ściana otwiera się i lecę razem z nimi. Zapomniałem z domu książek. Przed niedoczytaniem ratuje mnie „Mistrz i Małgorzata”. Zapomniałem z domu ludzi. I tęsknię za nimi.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s