Poniedziałek
Gromada letnich dzieci wbiegła do sto osiemdziesiąt.
O Boże,
żadne z nich nie ma maseczki a na ich skórze znać (o)środki wypoczynkowe.
(khe, khe, nerwowy kaszel)
A może
nie mam naprawdę nic do napisania? Czego się naprawdę boję.

Wtorek
Miasto nie wydawało się własne. Tak stwierdziła Ri. i teraz przyjrzał się bliżej. Obco czuł się cały czas, chociaż rozpoznawał okolicę. Jawiła się jako fotogeniczna w ten lipcowy zmierzch. Na głównym placu usiedli i jedli frytki. Powoli robiło się ciemno. Letni dzień się kończył. Nie było miasta, byli tylko ludzie.
Środa
Opowiem Ci o bryczce (może to była dorożka) w środku Żoliborza Egzaltowanego.
O kim? O czym?
Nie odwracaj się tylko na schodach ruchomych w tej galerii handlowej, co – jak mówi – tęskniła.
Za kim? Za czym?
*
Notatki do kronik zarazy
Ona jest. To, że o niej nie mówimy, to, że wyszliśmy z domów, wcale nie oznacza, że zniknęła. Codziennie po czterysta nowych przypadków: przyzwyczailiśmy się do niej. Udomowiliśmy.
Wzmianka z jakiegoś naukowego czasopisma (tutaj). Komórki zaatakowane przez wirusa zaczynają wyciągać do innych macki, żeby dalej zarażać. Piszę sobie do R.: może to właśnie długo oczekiwana wizyta nas z przyszłości?
59 nieodebranych od miesiąca ciał w Madrycie (tutaj).
