
Jak wygląda się w oczach innych czterdzieści lat po śmierci: eksperyment z zapamiętywania.
Bierzemy umarłego poetę. Następnie, po blisko czterdziestu latach, szukamy wśród tych, co jeszcze żyją takich, którzy go znali nawet niedobrze, choćby przelotnie. Pomijamy tych, co zwykle nie chcą mówić albo mówili już wcześniej. Otrzymujemy gorzką mieszankę fascynacji i zawiści:
– On był więźniem sam w sobie,
– Sprawiał wrażenie świętego facecika,
– Dochodzę do wniosku, że był alkoholikiem,
– Moja niechęć do niego jako człowieka była wtedy ugruntowana i nie zmieniła się do dziś,
– Absolutnie się tego nie spodziewałem,
– Bywał szalenie uciążliwy,
– Nigdy nie widziałem go pijanego.
Zapomniałabym, że w Kłodzku zostawił mi „Zimę Muminków”, a potem przy okazji wypytywał, którego bohatera podziwiam. Oczekiwał, że wymienię Włóczykija, a ja powiedziałem, że Paszczaka (s. 198): w tym miejscu odnajduję nieścisłości w kawałkach pamięci. Jeśli pożyczyłby rzeczywiście „Zimę”, to próżno w niej szukać Włóczykija, zresztą zimowy Paszczak nie wzbudza szczególnej sympatii. Raczej więc chodziło o „Kometę”, w której wolność ducha Włóczykija zderza się z paszczacką systematycznością. Nieścisłości jest coraz więcej.
Przy zmywaniu przypominam sobie o jezuicie Ongu z pierwszego roku etnografii i o tym, że w przekazie ustnym ginie nam czterdzieści procent (ginie albo się przemienia w coś zupełnie innego). To dlatego raz pił, raz nie pił, raz nie znosił dzieci, raz je uwielbiał. Dlaczego Ong? Dlaczego zamiast o Stachurze myślę o eksperymencie?
Otóż, był już kiedyś taki przypadek zapisywania wspomnień o człowieku (czy tylko człowieku?) po czterdziestu latach. Powstały nawet cztery ksiąski takich wspomnień: nazywają się Ewangelie.
(Dopisane: a może niepotrzebnie doszukuję się pomyłki w „Zimie Muminków”. W gruncie rzeczy ten zimowy Paszczak w swetrze nie jest taki antypatyczny. To Edward mógł się mylić – nie przeczytawszy tomu – że występuje tam także Włóczykij).
