
Pachnące perfumą futra – dwie siostry blond staruszki – z finezją zamawiają kawkę z mleczkiem w środowy poranek.
Pada ulewny śnieg. W tym kraju nie jest oksymoronem.
Odchodzą Anglicy. Na pożegnanie „Auld Lang Syne”. Ckliwość. Pisze R.: nam zaśpiewają chocholą melodię, dlatego oglądam „Wesele” Wajdy / Wyspiańskiego. Prawie czwartek. Nic o Polakach bardziej przenikliwego po Wyspiańskim (całe moje pisanie o nich bezcelowe).
I te pończochy rozszczekanych przecznic / I te spiżarnie wykrzywionych ulic – wypisuję z Mandelsztama, którego podesłała J.
Budzę się o piątej. Deszcz uderza w balkon. Nie ma mowy, żeby wstać i pójść do przedszkola, do pracy, żeby w ogóle wyjść z domu. A. wychodzi.
Wszystko mija i świat mija – podśpiewuje Dziecko jakby się z lubelskim pesymizmem urodziło.
