
(Zoja Czerkassky-Nnadi, Babcia, 2015 (c), źródło: https://www.facebook.com/zoya.cherkassky)
czasami kupuję jakąś książkę i nie trafiam, męczę się potem albo i porzucam. czasami za to jest zupełnie inaczej. kolejne strony i piszę wow! z tramwaju do swojej przyjaciółki, której obiecałem coś polecić do czytania. tak, tak, polecam. wydawnictwo cyranka jest nowiutkie i bardzo dobrze zaplanowało kampanię na fejsbuku, że ze swoją reklamą dotarło do mnie akurat w tym maju (dwudziestolecie matury, zaraz dwudziestolecie emigracji z prowincji. nocy).
tak, trafili w target. bohaterkami krótkich opowiadań z tomu „klub snów” są osoby urodzone na początku lat osiemdziesiątych (dzieciństwo w późnym peerelu) i zaczynające studia na przełomie wieków. dzieciństwo i studia – czasem opowiadane chronologiczne, czasem poszatkowane – stanowią dwa punkty odniesienia w odpowiadaniach katarzyny michalczak, dwa rodzaje postrzegania świata, ale kiedy pisze się o nich z perspektywy lat, oba wydają się równie naiwne.
jest „klub snów” pochwałą codzienności składającej się z przedmiotów i ludzi, których zapamiętujemy i po latach potrafimy o nich opowiadać (znowu kłaniają się proust z karpelesem), drobnych znaków (babcia, orient-men i woje mirmiła) z dala od rzeczywistości politycznej (inaczej niż w „marzi” czy na obrazach zoi czerkassky). tym, co zachwyca jest ta bliskość świata i język ową bliskość wyrażający.
wciąż nie zamieniłem tego w książkę: jesienią dziewięćdziesiątego dziewiątego przyjeżdżam do warszawy. żółte liście, współlokatorki opowiadające o utraconych miłościach, jewel z płyty na dobranoc, zapach brokułów, budka telefoniczna na rogu bełdan i lotników: ja też opowiadam o utraconych miłościach, chwytam się nowej miłości, ufając, że to ta.

1 Comment