Nowy tydzień dobrze rozpocząć od kłótni w jakiejś zastępczej, błahej sprawie, choć tym razem dotyczącej zasobu, którego deficyt stał się problemem w naszym domu ostatnimi czasy, to jest snu.
– Śpisz do siódmej – oburzyła się A., której budzik zadzwonił dwadzieścia minut wcześniej, ale która, w przeciwieństwie do mnie, nie wyłączyła go i teraz krążyła za Dzieckiem między pokojami. Obiecałem Dziecku soczek, więc cóż było robić, zwlokłem się z łóżka i poczłapałem do kuchni.
Całe szczęście całe zamieszanie skończyło się dosyć wcześnie. Jak tylko wróciliśmy z placyku, to był dzień, w którym umarł Wodecki, położyliśmy się na chwilę przy Dziecku, nie myjąc zębów ani nie przebierając się w piżamy, za chwilę wstaniemy a autor bloga napisze wreszcie recenzję z Agambena, a potem poczyta, ale wstaliśmy dopiero o szóstej następnego ranka. W pokoju, w pokoju (22.05.2017).
