W środku mroku Jarosław robi to samo co ja, gdy mam dość: ucieka na Południe, tłumacząc się w przedmowie z 1943 r.: nie ma w niej żadnej ucieczki (…) jest tylko zwrot do tych pierwiastków naszego życia, które zawsze pozostaną aktualne. Jakoś szczególnie doświadczam kruchości, bo książka, którą czytam rozpada się powoli w rękach. Ma siedemdziesiąt lat i pachnie starą biblioteką, murszejącym papierem. Nie ma w niej żadnej ucieczki, literatura nie jest w stanie ocalić.
Czytam ostatnio sporo opowiadań, więc muszę przyznać, że Jarosławowe nie wzbudziły we mnie zbytniego zachwytu: wątki miłosne pozbawione są życia, bohaterowie zbyt egzaltowani a Włochy zamieniają się w utraconą Ukrainę, nie mówiąc już o tym, że ostatnie z opowiadań wcale we Włoszech się nie dzieje. Ale Wyspa, jej nastrój, jej opisy akurat jest taka jak powinna być.
– A czy największym naszym obowiązkiem nie jest szczęście? (…)
– Nie.
Marzy mi się wydanie całości włoskich tekstów Iwaszkiewicza, łącznie z wybranymi listami, ilustrowane jego (takimi jak to z Palermo na okładce „Pogody burzy” Kabatca) zdjęciami.