Jan Józef Lipski, Idea Katolickiego Państwa Narodu Polskiego, Krytyka Polityczna 2015 (1)

 

Nierozwiązywalne, jak się zdawało, problemy gospodarcze podkopały wiarę w możliwość dalszego  rozwoju kapitalizmu, wskazały na konieczność dużego zaangażowania państwa w gospodarkę, odgórnego jej regulowania. (…)

[Ideologie obiecywały] przebudowę życia, awans prostego człowieka i wyrażały pogardę dla elit (…)

Wszystkie te ideologie afirmowały „prostego człowieka”, który jest najwartościowszą częścią narodu, ale musi być prowadzony przez zwartą i świadomą elitę narodową (…)

Pokusa ucieczki od wolności ku poddaniu się wodzowi była tym większa, im bardziej rozczarowywała demokracja swą niesprawnością, wielogłosem publicznych debat, brakiem odpowiedzi na dotkliwe problemy kryzysu, niepewnością jutra. Roztopienie się jednostki w wielkiej zbiorowości uwalniało od konieczności wyboru, od bólu wahań i poszukiwania prawdy, dawało poczucie pewności (…)

Ruch spajała jednolita ideologia i określenie wroga wewnętrznego. Byli nim wszyscy, którzy nie akceptowali nowego porządku (s. 10-11).

Ze zgrozą czytam te ustępy Andrzeja Friszke we wstępie do książki Jana Józefa Lipskiego. Pozbawione historycznego kontekstu, wycięte z narracji o latach trzydziestych ubiegłego stulecia, zdają się pasować do tego, co dzieje się w Europie dzisiaj, w różnych formach i odmianach.

Dyskutowałem o ostatnich wyborach w Austrii i powstrzymaniu o włos dojścia do władzy przedstawiciela skrajnej prawicy. Czy naprawdę winny jest jedynie kryzys związany z uchodźcami i imigrantami? A co zrobić z krajami, w których imigranci są jedynie fantomowym zagrożeniem? Może to jednak coś głębszego: znużenie demokracją, jej fasadowością, jej nieumiejętnością radzenia sobie z nieuniknionymi kryzysami i zmianami (czy to demograficznymi, czy ekologicznymi?)

Mam poczucie, że jesteśmy świadkami czegoś niebezpiecznego: na okładce prorządowej gazety portret Żyda-komunisty, mowy polityków poszukujących wszędzie wroga, małe akty przemocy, które alarmują nielicznych, ale coraz większe staje się przyzwolenie na nie, pochwały i nawoływania z ambon, żołnierzykowie wyklęci z mieczykami Chrobrego. Tak jakby dzisiaj zapomniano, że bakcyl dżumy nigdy nie umiera nawet w szczęśliwym mieście, w którym żyjemy dzisiaj.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s