
Jedną z najdziwniejszych zachcianek autora bloga w ostatnim tygodniu (po ciasteczkach na poprawę listopada) była chęć spożywania niezdrowego jedzenia. Chodziła za nim Chmielną w niedzielę, w poniedziałek go nękała, we wtorek: – Zjadłabyś może frytki? – podpytywał A. w okolicach dwudziestej pierwszej, gotów wsiadać w samochód po zestaw XXL.
Ostatecznie zerwał się w środę i nuże do McDonalda koło stacji benzynowej i cmentarza. Widzę M znaczy zjem, ale skoro nie świeciło to nie zjem, pomyślał rozczarowany. Nie poddał się jednak autor bloga, obudził się w nim instynkt, dopadł tramwaju i ruszył Jana Pawła. Dzień się przecierał, ludzie szli do pracy, dzieci do szkoły, siedział w oknie nad mcmuffinem z bekonem i lurowatą kawą, i cieszył się miastem.
Opowiadała znajoma, której mąż jest miejskim przewodnikiem: on im chce pokazywać, opowiadać, a oni, małomiasteczkowi uczniowie, chcą tylko do McDonalda, a nie przejmować się rzeczywistością. Są takie poranki, że zupełnie ich rozumiem (09.12.2015).

2 Comments