Ogród Saski w porze, o której zwykle kończę pracę (obecnie to już dla mnie późno, a nie wyobrażacie sobie jak późno jest teraz o dwudziestej pierwszej). Dojrzały impresjonizm, ewentualnie Młoda Polska: w dyskretnym świetle, po zmierzchu, matki i ojcowie pchają po wilgotnych alejkach swoje wózki.
Słucham, bo śpi: śpiewający ptasi krzew, krakanie na łysych gałęziach, terkot żółtego tramwaju na Osi Saskiej, podniecone chlebem kwakanie, szum fontanny prawie jak siklawa. Jak pięknie jest, gdy nie słychać ludzi (13.11.2015, szarlotka).
