Dziennik. Autor bloga spogląda na ludzi

Żeby móc uwielbiać, trzeba zgadzać się w życiu na rzeczy małe i duże, na które nie ma się wpływu. Najpierw jest „tak”, a potem uwielbienie (z dominikańskiego kazania na Wniebowzięcie)

To była jak ogromna, jakaś niekończąca się, passeggiata. Ostatnio podobną widziałem w Noto. Każdy skrawek chodnika zajmowali dorośli i dzieci, także na plecach, rękach, w wózkach. Szli parami a częściej całymi familiami, z aparatami fotograficznymi i czarodziejskimi różdżkami, które pulsowały różowym sercem („Magical Girl„). A wszystko to roznegliżowane, od upału, który zelżał, wyletnione, bo choć od Anki miały być wieczory chłodne, ten był śródziemnomorski. Całe miasto pełne gwaru, świec na kawiarnianych stolikach, ciast na jarmarku pod kościołem Jacka.

W środku tego byłem ja, sam, z naręczem dobrych uczynków za dziesięć złotych, który zdążyłem na ostatnią w mieście i na poświęcenie. I patrzyłem, ja sam, na ten tłum, na tę passeggiatę rozlewającą się po Długiej, Freta i Placu Krasińskich, i pomyślałem, że to, jeszcze przed dwoma tygodniami, był nasz żywioł, nasze życie, które zawsze ceniłem. I nie wiedzieć czemu, bo to chyba nie wypada, rozumiecie: trendy dotyczące rodzicielstwa, zrobiło mi się smutno.

(15.08.2015)

 

Dodaj komentarz