Pytali o jakichś chrześcijan z Syrii! A co nas to obchodzi? Co to obchodzi zwykłego Polaka?! wypowiedział się pewien ekspert po pewnej debacie1.
To zdanie to była dobra lekcja krótkowzroczności, polskiego zadufania w sobie, rozczulenia nad swoim własnym, wyjątkowo ciężkim losem. Pcha nas to poczucie wyjątkowości, tego wybrania przez mówiącego po polsku Boga i jego Matkę: lubią o tym wspominać księża i biskupi. Jakby chrześcijaństwo powstało specjalnie ku pokrzepieniu naszych obolałych serc.
Krytykuję eksperta, ale przecież on jest głos ludu. Co nas to obchodzi? Nawet język, którym opowiadają o rozlicznych katastrofach na świecie świadczy przeciwko nam. Wśród ofiar nie było Polaków, to znaczy nie było żadnego nieszczęścia. Zdawało się tylko, ale to gdzieś indziej. Nieważne.
Mówimy tak sobie, żeby utwierdzić się w przekonaniu, jacy jesteśmy ważni. Barbarzyńska prowincja, gdzieś poza limesem.
_____